Od czasu kiedy poznałam One Direction osobiście minął tydzień. Polubiłam ich. Spędzamy ze sobą dużo czasy. Najpierw praca, a potem rozrywka. Dzisiaj razem z Alessią, nocujemy u chłopaków.
-Macie strój kąpielowy?- zapytała Liam wpuszczając nas do domu.
-O nie. Zapomniałyśmy.- Alessia walnęła się lekko w czoło.
-Musimy po nie pojechać.- odparłam z niechęcią.
-Louis was zawiezie.
-To jedźcie sami. Mi się nie chce.- popatrzyłam na moją przyjaciółkę wrogo. Wiem, że kłamie. Chciała, żebym jechała sama z Louisem.
***
-Daj mi pięć minut.- powiedziałam do Lou i pobiegłam po stroje.
-Ok.- powiedział.-Już. Możemy jechać.- oznajmiłam.
-Jeździsz konno?- zapytał trzymając zdjęcie, na którym jestem razem z siwym koniem.
-Tak. Od 13 lat.- odpowiedziałam i zaczęłam wkładać trampki.
-No to mam kolejną informację o tobie.- brunet uśmiechnął się tajemniczo. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do samochodu. Lou otworzyła mi drzwi, a ja wsiadłam do środka. Zaraz koło mnie znalazł się brunet.
-Gdzie my jedziemy?- jechaliśmy w zupełnie inną stronę.- Przecież wasz dom jest tam.- wskazałam ręka za siebie.
-Porywam cię na trochę.
-Uważaj bo mogę zgłosić to na policję.- żartowałam, na co Louis głośno się zaśmiał się.
Jechaliśmy około czterdziestu minut. Znajdowaliśmy się na przedmieściach Londynu. Tu nie było już wysokich wieżowców, ogromnych telebimów, nie było słychać pisków opon. Na ulicach było spokojnie, ani jednego żywego ducha.
-A teraz zamknij oczy. Tylko nie podglądaj. Powiem ci kiedy możesz otworzyć.- rozkazał mi Lou.
-Ok, ok.- zgodziłam się.
Czułam jak skręcamy, jeszcze chwilę jechaliśmy, aby w końcu się zatrzymać. Louis otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z samochodu.
-Możesz otworzyć oczy.- powiedział.
Powoli podniosłam powieki. Promienie słońca oślepiły mnie na chwilę. Kiedy w pełni odzyskałam wzrok, ujrzałam stadninę koni. Była ogromna i bardzo zadbana. Po lewej stronie znajdowała się trzy ujeżdżalnie, na jednej z nich galopował jakiś jeździec ze swoim rumakiem.
-Pomyślałem, że długo nie jeździłaś.- odezwał się Lou po dłuższym milczeniu.
Ze szczęścia rzuciłam mu się w ramiona i szepnęłam "dziękuję".
-Czego nie robi się dla przyjaciół.- powiedział gładząc moje włosy.
-Czy ty... ty nazwałeś mnie swoją przyjaciółką?- zapytałam patrząc mu w oczy. W odpowiedzi otrzymałam lekkie kiwnięcie głową w górę i w dół. Przytuliłam się mocniej.
To miłe usłyszeć od kogoś, że jest się jego przyjacielem i, że zawsze można na niego liczyć.
-Może chcesz pojeździć?- zaproponował brunet.
-Oczywiście!- wykrzyknęłam i wyswobodziłam się z objęć chłopaka.
Poszliśmy do stajni. Rozejrzałam się i przy jednym z boksów dostrzegłam dziewczynę o blond włosach i ślicznych brązowych oczach. Wyglądała na moją rówieśniczkę.
-Przepraszam?- podeszłam do niej.- Gdzie mogłabym znaleźć pracowników? - zapytałam.
Dziewczyna rozejrzała się i powiedziała.
-Zaraz kogoś zawołam. Tak przy okazji jestem Margaret, ale mów mi Meg.- przedstawiła mi się.
-Jestem Victoria, a to jest Louis.- dziewczyna dłużej zatrzymała swój wzrok na chłopaku.
-Zaraz przyjdę.- powiedziała i zniknęła za drzwiami głównymi stajni.
- Ale się na ciebie gapiła.- zauważyłam.
-Zazdrosna?- Louis przybliżył się do mnie.
-Nie.- prychnęłam i odepchnęłam bruneta.
-No i nawet nie masz o co, bo nie jest w moim typie.- dokuczał mi.
-O. To jakie są w twoim typie?- zapytałam zaciekawiona.
-Kiedyś się dowiesz.- uśmiechnął się tajemniczo.
Nie minęło dużo czasu kiedy przyszła Meg z jakąś kobietą. Była wysoka i miała kręcone brązowe włosy. Myślę, że miała około 40 lat.
-Chciałabyś pewnie pojeździć?- zapytała kobieta.- Ja jestem Helen. Na jakim poziomie jeździsz?
-Na zaawansowanym. Jeżdżę od 13 lat.- odpowiedziałam.
-Myślę, że ten koń będzie najlepszy.- pokazała mi pięknego karego konia pełnej krwi angielskiej o imieniu Totalus. Piękne imię.- Tam są wszystkie rzeczy.- wskazała na drzwi znajdujące się po prawej stronie na końcu stajni.- Sprzęt jest podpisany. Myślę, że sobie poradzisz. Jak coś to wołaj.
-Piękny.- powiedziałam.- Pomożesz mi przynieść rzeczy?- zapytałam Louisa.
Po jakiś dziesięciu minutach stępowałam już na koniu. Potem ruszyłam kłusem. Następnie kłus zmienił się w galop. Kocham galopować, czuję się wtedy taka wolna, jakbym stanowiła jedną całość z rumakiem. Wiatr rozwiewał moje włosy i grzywę konia. Czułam jak bum unosiła się w powietrzu. Chwile spędzone na grzbiecie konia są dla mnie niezwykłe, magiczne i jedyne w swoim rodzaju. Skręciłam i znalazłam się na wprost przeszkody. Po chwili skoczyłam. Byłam szczęśliwa. Tak bardzo mi tego brakowało. W Cambridge prawie codziennie byłam w stajni i zajmowałam się końmi. Nie miałam własnego, ale zajmowałam się Elitą - jasno siwym koniem andaluzyjskim. Rodzice nie chcieli zgodzić się, żebym miała własnego konia. Mówili, że to za duży wydatek i takie tam.
Przeszkoda mająca metr dwadzieścia pięć to dla mnie stanowczo za mało. Poprosiłam Louisa, żeby zwiększył ją do metr pięćdziesiąt pięć. Na początku nie chciał się zgodzić, ale użyłam mojego uroku osobistego i zadziałało.
Znajdowałam się tuż przed przeszkodą. Zrobiłam pół siad, koń wybił się. Jednak coś poszło nie tak. Wyskoczyłam z siodła. Próbowałam złapać się siodła, żeby nie spaść, ale nie udało się. Wylądowałam na ziemi. Poczułam przeszywający ból w lewej ręce, która kiedyś była złamana. Louis natychmiast podbiegł do mnie.
-Coś ci się stało?- zapytał chłopak troskliwym głosem.
-Ręka strasznie boli.- wskazałam na rękę.- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
-A ten stoi jakby nigdy nic.- powiedział Lou patrząc na stojącego obok konia. Zaśmiałam się. On zawsze potrafi rozśmieszyć.
-Jedziemy do szpitala.- oznajmił brunet i pomógł mi wstać.
Powiedzieliśmy o wszystkim Helen, a ona spokojnie odparła, że zajmie się koniem. Pomyślałam o Meg i zaproponowałam, żeby pojechała z nami, mogłaby poznać resztę chłopaków i moja przyjaciółkę. Bardzo się ucieszyła.
-Na szczęście to nic poważnego. Ręka jest zwichnięta, miałaś szczęście biorąc pod uwagę, że wcześniej była złamana.- rzekł doktor.- Trzeba ją nastawić.
Lekko wzdrygnęłam się na te słowa. Strasznie boję się bólu. Kiedy boli mnie głowa od razu biorę tabletki. Spokojnie Victoria, to tylko chwilowy ból. Dasz radę. Jesteś silna, pamiętaj!
Lekarz wziął moją rękę odwróciłam wzrok. Chwyciłam dłoń Louisa. Ścisnęłam ja mocno i zamknęłam oczy. Poczułam mocny, ale chwilowy ból. Po chwili doktor powiedział, że już po wszystkim i teraz trzeba tylko założyć gips.
-Za 2-3 tygodnie zdejmiemy gips. Za tydzień przyjdź na kontrolę.- powiedział doktor. Grzecznie się pożegnaliśmy i wyszliśmy na korytarz gdzie czekała Meg.
***
-Gdzie wy do cholery byliście!- usłyszałam głos Alessi zbiegającej po schodach. Gdybyście widzieli jej minę, kiedy mnie zobaczyła. Padlibyście ze śmiechu.- I z czego wy się śmiejecie.- Popatrzyła na mnie i na Louisa.
-Z twojej miny.- powiedział Lou ledwo powstrzymując śmiech.
-Bardzo śmieszne.- syknęła.- Co się stało?- zwróciła się do mnie.
-Spadłam z konia i zwichnęłam rękę. To jest Meg.- powiedziałam.
-Jestem Alessia.- przedstawiła się.- Mieliście pojechać tylko po stroje, ale nie! Mogliście zadzwonić, już myśleliśmy, że coś wam się stało.
-Chodź Meg, poznasz resztę chłopaków.- powiedziałam do blondynki. Była trochę speszona. Pewnie nie wiedziała jak ma się zachować kiedy ja i Lou umieraliśmy ze śmiechu, a moja przyjaciółka na nas wrzeszczała.
Poszliśmy do salonu. Chłopaki siedzieli na kanapie i oglądali jakiś film.
-No wreszcie. Gdzie wy się szwendacie.- powiedział Harry, a gdy zobaczył Meg dodał.- O koga ja tu widzę. Jestem Harry.- podszedł do dziewczyny i wyciągnął do niej dłoń. Nawet nie zauważył mojej ręki.
-Meg.- dziewczyna odwzajemniła uśmiech chłopaka i podał mu rękę. Loczek wykorzystał to i przyciągnął dziewczynę do siebie i przytulił ją. Matko! Przecież widzi ją pierwszy raz i już ją przytula.
Kiedy Harry wypuścił Meg z uścisku, była lekko oszołomiona. Zmroziłam chłopaka wzrokiem, a ten wyszeptał tylko "No co?" i wzruszył ramionami.
-Co ci się stało- spytał Naill.
-Spadłam z konia i zwichnęłam rękę.- odpowiedziałam.
-O dopiero zauważyłem. Mogę podpisać się pierwszy?- Hazza jaki ty spostrzegawczy.
-Nie.- powiedziałam i wystawiłam mu język.- Pierwsza podpisze się Alessia.- Brunetka wzięła długopis i podpisała się. Po krótkim czasie mój gips już był cały zamalowany.
Kiedy Meg przywitała się z resztą, usiedliśmy wszyscy na tarasie i zaczęliśmy rozmawiać. Margaret opowiedziała nam trochę o sobie. Ma dziewiętnaście lat, chodzi do szkoły aktorskiej. Marzy, żeby zostać aktorką i zdobyć Oscara. Ma młodszego o sześć lat brata. Konno jeździ od sześciu lat.
Gdy wszystkim znudziło się siedzenie poszli wykąpać się w basenie. Ja niestety nie mogła ze względu na gips, więc pożyczyłam mój strój kąpielowy Meg. Zayn był tak miły, że skoro i tak nie umie pływać do zostanie ze mną.
-Mogę zadać ci pewne pytanie?- odezwał się Mulat, kiedy wszyscy już poszli. Skinęłam głową na potwierdzenie.
-Skąd pochodzi Alessia? Bo nie jest stąd, prawda?- zapytał.
-Tak nie jest stąd. Urodziła się we Włoszech, w Mediolanie.- odpowiedziałam.
-Tak przeczuwałem. Powiesz mi coś o niej?- chłopak popatrzył na mnie z nadzieją.
-Niech sama coś ci o sobie powie.- odparłam.
-No proszę.- Zayn nie dawał za wygraną.
-Nie. Mogę ci tylko podpowiedzieć, że jesteśmy jak dwie krople wody.- powiedziałam.
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył bo podbiegł do nas cały mokry Harry i przytulił mnie. W rezultacie miałam przemoczoną koszulkę i spodenki.
-Styles!!- krzyknęłam.- Zobaczysz zemszczę się kiedyś.- powiedziałam groźnie. Harry pokładał się ze śmiechu.- Teraz jestem cała mokra.
-Przebierzesz się.- wykrztusił Loczek.
-Heh, przebierzesz się.- powiedziałam przedrzeźniając go i poszłam do pokoju, żeby się przebrać. Mądra ja przewidziałam, że coś takiego może się stać i wzięłam więcej ubrań.
Kiedy wyszłam na taras ubrana w suche rzeczy od razu zauważył mnie Louis, stojący przy basenie. Popatrzył się na mnie z łobuzerskim uśmiechem i cały mokry rzucił się w moją. Nie zastanawiając się zaczęłam uciekać.
-Jestem od ciebie szybsza Tomlinson!- krzyknęłam.
-Zaraz się zmęczysz! Masz rękę w gipsie!- odpowiedział.
-Nie wiesz z kim zadzierasz!
Ganialiśmy się jeszcze przez chwilę. Ja mogłabym jeszcze pobiegać, ale Lou już zdychał.
-Mówiłam.
-Będę... ćwiczyć... i ... wtedy ... zobaczysz.- wysapał.
-Powodzenia.- powiedział Zayn i poklepał Lou po plecach.
***
Opadłam na kanapę. Dzisiejszy dzień strasznie mnie zmęczył. Usłyszałam krople deszczu obijające się o ziemię. Spojrzałam przez okno. Chmury przysłoniły słońce. Gdzie nie gdzie promienie słoneczne bezskutecznie próbowały przedrzeć się przez warstwę obłoków.
Poczułam jak kanapa ugina się pod czyimś ciężarem. Odwróciłam głowę i moim oczom ukazał się piękny uśmiech Louisa, w ręku trzymał kubek gorącej czekolady.
-Czy ty czytasz w moich myślach?- uśmiechnęłam się i wzięłam kubek od bruneta.
-No pewnie. Lepiej uważaj o czym myślisz.- chłopak pogroził mi palcem. Po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
-Gdzie są wszyscy?- zapytałam kiedy wreszcie się uspokoiliśmy.
-Zayn, Alessia i Harry gdzieś wyszli. Liam jest u siebie, a Niall...
-W kuchni.- przerwałam mu.
-Nie trudno się domyśleć.- powiedział.
Wieczór minął mi na miłej rozmowie z Louisem. Gadaliśmy dosłownie o wszystkim. Począwszy od wspomnień z dzieciństwa, a skończywszy na rozważaniu co jest lepsze- coca cola czy pepsi. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że wolimy coca colę. Wygadałam się trochę na mój temat. Louis nie mógł przestać się śmiać, gdy powiedziałam mu, że jak byłam mała to myślałam, że frytki rosną na drzewie. Powiedziałam mu też, że boję się wystawiać nogi poza kołdrę z myślą, że mnie pożre. Ale Louis wcale nie był gorszy! W dzieciństwie myślał, że świat był kiedyś czarno biały, a Ziemia jest płaska. Tak dobrze nam się rozmawiało, że nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam.
______________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Tak jak obiecałam jest dłuższy. Na razie jest spokojnie, ale później trochę namieszam.

